W czasie pandemii, być może z powodu wolnego od typowych zajęć czasu, wolę jednak myśleć, że z powodu zawodowej przyzwoitości, uaktywniła się mocno, grupa znajomych ekspertów transportowych. Szereg inicjatyw miał na celu poprawę wprowadzonych w tym czasie przepisów (przykładowo inicjatywa zmiany zapisów dotyczących dopuszczalnej liczby pasażerów w środkach transportu zbiorowego) lub wprowadzenie nowych przepisów ułatwiających funkcjonowanie w tych trudnych czasach (np. inicjatywa obniżenia dopuszczalnej prędkości na drogach - mniej wypadków - mniejsze obciążenie i tak mocno przeciążonej służby zdrowia). W związku z tymi inicjatywami pojawiły się u mnie dwa przeciwstawne spostrzeżenia.
Pierwsze pozytywne, gdy grupa osób o różnych poglądach politycznych, światopoglądowych i różnych interesach, potrafi wspólnie działać w imię zawodowej etyki. Nie jest to częste, ale zdarza się nie tylko w czasach pandemii.
Drugie spostrzeżenie negatywne, to odzew na te inicjatywy. Co prawda przepisy o dopuszczalnej liczbie pasażerów zmieniono, ale raczej nie był to efekt wspomnianej inicjatywy. Druga wspomniana inicjatywa zainteresowała jedynie nielicznych dziennikarzy. Można powiedzieć, że przeszła bez echa.
Spostrzeżenia te są niestety charakterystyczne w rozważaniu o dzisiejszej roli inżyniera. Dzisiaj zarówno władze, jak i społeczeństwo oczekują, że inżynier będzie projektował, budował, słowem tworzył to co oni sobie wymyślili. Przy czym wpływ na pomysły polityków czy społeczników mają głównie media, nie eksperci. Inżynier (ekspert) który ośmieli się skrytykować pomysł, wprowadzić niezbędne zmiany, jest traktowany jako nieuk i ignorant. Dla ludzi których wiedza w dużej mierze pochodzi z wikipedi, inżynier (który przecież również dostęp do wikipedi ma) to "beton" nie potrafiący zrozumieć nowych trendów i zastosować nowoczesnych rozwiązań. Niestety częściowo za taki stan rzeczy odpowiada, samo środowisko. Często spotyka się ekspertów dla których istnieje tylko jedna prawda, "ich prawda".
Już w XVIII wieku, filozof George Berkeley powiedział "Mało jest ludzi myślących, ale każdy chce mieć własne zdanie", jednak nie oznacza to, że rola inżyniera zawsze sprowadzała się do "inteligentnego kalkulatora". Oczywiście do "inteligentnego" tylko wtedy gdy bez dyskusji realizował pomysły władz czy społeczników. Można powiedzieć, że to ludzie niezależni budowali dzisiejszy świat. Czy Ernest Malinowski mógłby zbudować kolej w Andach, gdyby o tym gdzie zostaną położone tory decydowali miejscowi indianie ? Dawniej inżynier jednak kontrolował znacznie większy zakres inwestycji niż obecnie. Odpowiadał nie tylko za projekt i ułożenie torów, ale również dokonywał zakupów, zatrudniał pracowników i wiele innych. Zatrudniał pomocników, ale kontrolował wiele aspektów.
Dzisiaj specjalizacja jest utrudnieniem w tym by inżynier mógł objąć kontrolą tak wiele aspektów jak dawniej. A może jednak nie. Może powinniśmy wykształcić nowy typ specjalistów (częściowo już są ale bez wiedzy technicznej) inżynierów którzy jak Ernest Malinowski będą potrafili realizować duże inwestycje, wykorzystując do tego specjalizację innych inżynierów. To ci inżynierowie, powinni mieć decydujące zdanie co do kształtu inwestycji a nie politycy czy społeczeństwo. W przeciwnym wypadku nadal będziemy wydawać błędne przepisy, budować nietrafione inwestycje.
Może temat ten nie do końca dotyczy prognozowania, ale jeśli o naszej przyszłości stanowić będą ludzie bez właściwego wykształcenia, to jedyna możliwa prognoza brzmi "będzie kiepsko".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz